Fani fantastyki

Fantastyka odskocznią od rzeczywistości

Ogłoszenie

Witamy i zapraszamy do wspólnych rozmów:) Forum w rozbudowie, dlatego bylibyśmy wdzięczni za pomoc w rozwijaniu go:)

#1 2009-08-10 17:18:41

Pies_Yuki

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2009-08-10
Posty: 5
Punktów :   

'Łowcy II: Warth'

Łowcy to Trylogia pisana przeze mnie i moją przyjaciółkę poznaną na internecie... Cóż ostatnio przeżywam załamanie, bo nie doceniono mojego bloga na pewnej stronie bez podania sensownej, konstruktywnej krytyki [A tylko taką akceptuję. Zdanie 'bo brakuje mi tu czegoś' jakoś mnie nie satysfakcjonuje...]. Jak przełknę tę porażkę to napiszę do nich i spytam co poprawić, a na razie częstuję Was Prologiem, a raczej takim Wstępem, który mam zamiar niedługo zmienić... Właściwie to chyba nie ma sensu go tu zamieszczać, ale zrobię to .


Prolog

- Ravos, szybciej! – Krijvarde szczeknęła zabiegając drogę niedźwiedziowi.
Brunatne zwierze zamachnęło się i mocno trzepnęło atakującą w bok tak, że ta przeturlała się i uderzyła barkiem o ostrą skałę. Podniosła się po chwili i z podwójną zaciętością naskoczyła na bestię. Srebrne futro błysnęło przed zakrwawionymi ślepiami okrążanego demona, który stanął na dwie łapy. W rozpaczy ryknął przeciągle i wściekle. Próbował trzepnąć jednego z atakujących go wilków, jednak ta dwójka była dla niego za szybka. Ravos rzucił się na odsłonięte gardło i zatopił kły w ciepłym mięsie. Powietrze rozdarł przeraźliwy ryk, który przerodził się w żałosny pisk. Krijvarde odskoczyła, ustępując miejsca upadającemu ciału i zadowolona machnęła ogonem.
- Pomóż – Ravos zacharczał krztusząc się krwią z rozerwanego gardła niedźwiedzia, która atakowała jego pysk.
Wilczyca wiedziała co robić. Chwyciła zębami cienką skórę na odsłoniętym brzuchu brunatnego zwierzęcia. Szarpnęła łbem. Powstały w ten sposób mały otwór był za mały dla łapy. Pazury zagłębiły się w to samo miejsce i rozorały wszystko co się pod nimi znajdowało. Wnętrzności połyskiwały w promieniach wschodzącego słońca, lecz tego zjawiska wilki nie miały czasu podziwiać. Konwulsyjne drgawki przeszły przez ciało niedźwiedzia, który po chwili przestał się ruszać. Wilczyca odeszła od ciała. Odetchnęła głęboko zadowolona z polowania i rozejrzała się wokół w poszukiwaniu czegoś.
- Mistrzu, gdzie jest …? -  nie skończyła.
Niedźwiedź podniósł się ostatkiem sił. Stanął na dwóch łapach i z całej siły uderzył stojącego tuż obok Ravosa w pysk tak, że wilk zrobił pełen obrót w powietrzu. Zielony płaszcz świsnął wraz z lecącym ciałem. Zdezorientowany basior nie stawiał oporu. Cios zniósł go w kierunku dorodnego pnia jednego z drzew, od którego samiec zwinnie odbił się i cicho opadł na ziemię. Na wpół martwe zwierzę rozejrzało się przerażone i ruszyło w stronę gęstego lasu. Rozpędzony, biegnąc jak najdalej od miejsca, gdzie przebywali jego oprawcy, uderzył łbem w gruby pień, miażdżąc czaszkę. Ostatni szał skończył się.
Oto król lasu – niedźwiedź, leżał tu, przed nimi, nauczycielem i adeptem, martwy. Pokonany. Krijvarde otrząsnęła się, gdy Ravos przeszedł obok niej najspokojniej, tak jakby nic się nie stało i począł oglądać swoją nową ofiarę.
- … warth? – wilczyca spojrzała tępo na chłodny wyraz pyska samca.
- Poszukaj. – odpowiedział, jak zawsze - krótko i na temat.
Nowe szramy na lewym ślepiu, które wkrótce przerodzą się w okazałe blizny, podkreśliły jeszcze bardziej ciężkie i awanturnicze życie wilka. Krew powoli płynęła po pysku omijając niebieskie znaki świadczące o jego randze: łowcy warth i zabójcy demonów. Basior oblizał się i trzepnął łapą w żuchwę niedźwiedzia. Wyrwał do końca jeden z chwiejących się kłów i schował go głęboko w zielonej torbie noszonej na lewym, tylnym udzie.
Krijvarde podeszła do martwego ciała i zamknęła powieki. Wokół słyszała stłumione szepty dusz każdego zwierzęcia. Począwszy od nieśmiałych pisków, aż po charkotanie i wrogie kłapanie zębami. Nie zwracała na nie uwagi, czekała na najważniejszą część polowania na duszę demona, przez Ravosa nazywaną krzykiem warth. Wysoki, przypominający brzęczenie dzwoneczków pisk rozdarł powietrze. Wilczyca otworzyła szybko ślepia i naprężyła mięśnie. Przywarła do ziemi i znieruchomiała. Widziała to już tyle razy, że musiało jej się udać. Złota mgiełka pojawiła się na ścierwie. Kuna wodna, otoczona jasną poświatą, zbiegła błyskawicznie po ciele i zniknęła w trawie. Choć warth podobne było do łasicy czy gronostaja posiadało ciemno-brązowe, a miejscami i czarne futro, które zmieniało odcień zależnie od części ciała. Ogon puchaty szybko przeskakiwał z lewej strony na prawą, pomagając zwierzęciu złapać równowagę Jednak nie tylko warth potrafi szybko biegać.
Przyszła zabójczyni demonów rzuciła się na zbiega. Wilczyca skoczyła w przód i przycisnęła łapę do ziemi, przyduszając uciekiniera. To już połowa sukcesu. Ravos zostawił wreszcie zmiażdżony łeb i bez pośpiechu podszedł do wadery. Delikatnie, acz skutecznie chwycił warth w pysk. Krijvarde obserwowała to w napięciu – tylko pełnoprawny łowca miał prawo wziąć warth w tak brutalny sposób. Wilk zniecierpliwiony warknął, popędzając zapatrzoną wilczycę. Ta chwilę grzebała w kieszeniach w poszukiwaniu kagańca i smyczy. Mocno zszyte ścięgnami, grube pasy skór błysnęły klamrami i metalowymi dodatkami. Wilczyca chwyciła je delikatnie kłami i ostrożnie podała mistrzowi. Warth niedźwiedzia był uzależniony od podstarzałego wilka, który niedługo szarpał się z nałożeniem smyczy, a potem kagańca. Poszło to szybko, a kuna prawie nie zauważyła zmian.
- Mały. – Krijvarde, skrzywiła się patrząc na szamoczącą się ostatnią, żywą część demona.
- Martw się o znaki. – basior o srebrnej sierści warknął spokojnie, lecz stanowczo zmęczony ciągłą konwersacją.
Wilczyca, z lekka zawiedziona odwróciła się od mistrza. Niedźwiedź leżał w jeziorze krwi. Podeszła brodząc łapami w bordowej cieczy. Stąpała ostrożnie, próbując nie rozciąć łapy o kamień na ziemi pod krwią bądź, by nie przewrócić się. Z sekundy na sekundę coraz to intensywniej myślała o ucieczce z miejsca zabójstwa. Stanęła przed zwalistym, brunatnym ścierwem. Wiedziała co ma robić, a jednak coś odpychało ją od ciała. Przyłożyła przednią, lewą łapę do miękkiej sierści opierając się. Wyciągnęła drugą łapę. W skupieniu odkroiła, oblanym metalem i spiłowanym na podobieństwo noża, pazurem różę wiatrów na boku ofiary. Zakrwawiona płachta skóry zjechała i odkleiła się spadając na jej łapę. Wilczyca zaczęła oddzielać kolejne części mięsa od sierści pokonując wstręt. To była najbardziej nieprzyjemna część całego polowania na warth i zabijania demonów.
- Gotowe! – uradowana pokazała obrobiony kawałek futra.
Wilk spojrzał nań bez słowa i ruszył na północ. Krijvarde podbiegła, dorównując mu kroku. Nerwowo trzymała znak.
- Włóż do swojej kieszeni. - Ravos, bez nuty uczuć, odezwał się przerywając ciszę, która panowała wokół.

Zabójca demonów szedł przez las…
To nie był dobry znak…
W dali słychać było łopotanie skrzydeł i popychanki przy mięsie, które zostało, gdzie niedawno był ON. Kruki czaiły się, dziobały, rozpychały i uciekały.
Zabójca demonów szedł przez las…



Proszę o szczerą i konstruktywną krytykę.

x

Ostatnio edytowany przez Pies_Yuki (2009-08-10 17:19:22)

Offline

 

#2 2009-08-10 19:42:37

Sindarka

Moderator

10444233
Skąd: Kraków
Zarejestrowany: 2009-07-26
Posty: 178
Punktów :   
WWW

Re: 'Łowcy II: Warth'

Tu nie ma co krytykować.Tu trzeba chwalić
Masz bardzo ciekawy styl pisania.Postacie są zróżnicowane.Opisy otoczenia też są dobre.Ogólnie z mojej strony jest brak jakichkolwiek zastrzerzeń
Z chęcią przeczytam ciąg dalszy

Offline

 

#3 2009-08-10 23:39:34

mikolaj

Użytkownik

Zarejestrowany: 2009-07-27
Posty: 118
Punktów :   

Re: 'Łowcy II: Warth'

ja muszę się zwrócić szczerze i powiedzieć swoje prawdziwe odczucia. więc tak:

Strasznie trudno mi się to czyta [ nie wiem czy to zasługa alkoholu we krwi, czy też muzyki Armina w tle]. żeby nie powiedzieć ze czegoś mi brakuje powiem w ten sposób: jestem zwolennikiem opisów i ich wplątywania w dialogi itd. Co do twojej trylogii te opisy i w ogóle cała narracja stoi naprawdę na wysokim poziomie.. Tylko jest pewne ale - jak dla mnie jest to za bardzo przesycone opisami i narracją 3 os. Nie została zachowana równowaga między opisami a dialogami. Tych drugich jest strasznie mało. tych pierwszych za dużo,. Przez co dla mnie robi się taka jednolita masa opowiadająca o zakrwawionych ryjach i ociekających  krwią pyskach zwierząt. W pewnym momencie tego wszystkiego  mi przestaje się chcieć to uważnie czytać i opuszczam niektóre zdania albo muszę się zmuszać by je czytać. Bo chociaż akcja prze do przodu to jest ona taka..... statyczna. Inna sprawa jak powiedziałem że sama narracja choć jest już przesycona to jednak stoi w słownictwie na wysokim poziomie  [ oprócz kilku błędów stylistycznych typu: "Powstały w ten sposób mały otwór był za mały dla łapy."].

To chyba był najważniejszy aspekt mojej krytyki. tak po za tym dziwnie zaczął się dla mnie ten prolog, tak jakby od środka a przecież o to chodzi w prologu żeby było w nim mniej więcej wiadomo o co chodzi. - takie jest moje zdanie. Radziłbym więcej wpleść dialogu, konwersacji, nie robić z tej opowieści żadnego ociekającego krwią horroru. Skoro to ma być trylogia rozumiem ze to ma być coś dłuższego, Zatem tym bardziej pozwól sobie na więcej przestoju w akcji, wpleć więcej wątków i rozbuduj poprzednie. Niech to nie będzie opowiesć ze opisujesz wydarzenie A, potem B, potem C i potem koniec.

mam nadzieje ze to była konstruktywna krytyka.


A State of Trance with Armin van Buuren

Offline

 

#4 2009-08-11 09:22:59

Sindarka

Moderator

10444233
Skąd: Kraków
Zarejestrowany: 2009-07-26
Posty: 178
Punktów :   
WWW

Re: 'Łowcy II: Warth'

Jeju,Mikołaj dłuższej krytyki nie dało się napisać? Przez tą Twoją drobiazgowość zaczynam się bać Twojej opinii na temat mojego drugiego opowiadania.Będę musiała się dobrze zastanowić,zanim je tu zamieszczę
(oczywiście żartuję )

Offline

 

#5 2009-08-11 09:45:46

Pies_Yuki

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2009-08-10
Posty: 5
Punktów :   

Re: 'Łowcy II: Warth'

Bardzo dziękuję nn. Osobiście to jak i I + II rozdział mi się nader nie podobają. Prolog napisze od początku, a to jakoś wplączę do pierwszego rozdziału, albo wyrzucę kompletnie nn'.



Rozdział I (cz.1)


- Opowiedz coś jeszcze. – wilczyca wciąż namawiała basiora, jednak ten pozostawał nieugięty.
- Krijvarde, ile razy Ci powtarzam - innym razem. – mruknął znużony.
- Ciągle powtarzasz ’później’, ‘innym razem’. – zaczęła marudzić, próbując go przekonać.
Basior warknął na wilczycę, po czym potrząsnął łbem. Białe pióro przy jego uchu zaczęło wirować. Sierść zmieniła się w pióra. Kieszeń, przypięta była teraz na podbrzuszu ptaka, a ciemnozielony płaszcz trzymany był w pazurach kruka albinosa, który zatoczył koło nad waderą i wzbił się wyżej znikając ponad koronami drzew.
– Ze mną tak łatwo nie wygrasz, Mistrzu. – Krijvarde uśmiechnęła się przebiegle.
Jej ciało błyskawicznie przybrało postać sikorki, która w malutkich łapkach trzymała warth kuny. Mimo obciążenia dogoniła kruka.
- Jeszcze nie zrozumiałaś? - Ferrus zakrakał, po czym runął w dół. Rivakkos podążył zanim.
Kremowy, mocny dziób, przybrał formę kociego pyska. Puma poczęła biec przed siebie zostawiając ptaka z warth za sobą. Kot mknął przed siebie, lecz i to nic nie dało, gdyż biała wilczyca już była przy nim. Naprężyła mięśnie, ugięła łapy i odbiła się skacząc na pumę.
- Rexarion, daj spokój. – zaszczekała tryumfalnie, gdy ten próbował ją zrzucić z grzbietu.
Kuna popiskiwała wesoło w kieszeni adeptki zachwycona zabawą. Puma żachnęła i już spokojnie zsunęła z siebie wilczycę.
- Naprawdę szybko potrafisz biegać. – kot przytaknął z aprobatą.
Od chwalenia to ja jestem. Ravos upomniał pumę w jego umyśle. Naraz kocie futro zaczęło siwieć, by zaraz łowca warth stał na jego miejscu.
Daj spokój, nie możesz ją tak za każdym razem zbywać.
Gdyby tylko mógł, Ferrus z pewnością ziewnąłby teraz głośno demonstrując wagę tej sytuacji.
- Co chcesz wiedzieć? – wilk spojrzał na wilczycę, ruszając powoli.
- Nie dokończyłeś ostatnim razem, co się stało gdy Cierń drugi raz ruszył za Blizną do Wampirzych Tronów. – spojrzała na niego gorliwym wzrokiem.
Wilk westchnął. Utkwił wzrok przed sobą, jak gdyby nie usłyszał pytania, lecz po chwili otworzył pysk.
- Blizna powiedział Cierniowi, że ten ma się stać Łowcą Warth. Nie domyśliłaś się? – spojrzał na nią uważnie z nieukrywanym rozbawieniem.
- Domyśliłam, ale wolałam to usłyszeć od ciebie, Mistrzu. – machnęła ogonem zadziornie. – I co było dalej?
- Na pewno się już domyśliłaś. – basior spojrzał na wilczycę przekornie i przyspieszył kroku w wyraźnie dobrym humorze. Krijvarde stanęła i głośno wypuściła powietrze nosem, po czym zaczęła truchtać, by nadążyć za wilkiem.
Powietrze wokół, przesiąknięte ciężkim zapachem zroszonych igieł jałowca pchało się do nozdrzy. Słońce wynurzało się zza widnokręgu, oświetlając mgiełkę unoszącą się w lesie. Konary wygrzewały się w ciepłym świetle, a rosa bujała się wesoło na liściach roślin, podrywana lekko w górę i w dół przez figlarny wiaterek. Pierwszy ptak zaczął koncert. Wiosna w pełni zapuściła swoje korzenie w tych stronach.
Para wilków szła przez budzącą się z nocnego snu gęstwinę. Do śpiewu chórów co i raz dołączało się popiskiwanie ciągniętej kuny wodnej lub jej wesołe szczekanie, gdy tylko natrafiła na błotnisty pagórek, z którego mogła zjechać na brzuchu wyprzedzając wilczycę. Wyżyny powoli ukazywały się oczom wędrowców, wyłaniając się zza horyzontu. Wyglądało to jak wyścig. Każda z nich jak gdyby dopiero wyrastała z ziemi, a jednak od razu chciała być najwyższa.
Wilki szły niespiesznie, delektując się każdym stawianym krokiem. Każde z nich myślało o czym innym, jednak mieli jeden cel - góry. Droga nie była zbyt długa i już po kilku godzinach znaleźli się na ostatniej prostej. Widzieli już wyraźny zarys finału swojej podróży.
***
Łowca i jego adeptka stanęli w końcu u stóp lodowych gigantów. Cały dzień marszu dawał się we znaki. Wilki ledwo stały na łapach, choć Ravos nie dawał po sobie tego poznać. Wędrówkę szczególnie źle znosiło małe warth, które słaniało się już na krótkich, brązowych kończynach, ciągnięte na smyczy.Po chwili upadło z piskiem. Basior widząc to potrząsnął łbem.
Ferrusie, Twoja kolej.
Białe pióro, przywiązane zaklęciem do prawego ucha wilka, zaczęło szaleńczo wirować, by po paru ruchach dołączyć do zmaterializowanego koło łba basiora, białego kruka. Skrzydła przecięły powietrze. Ferrus podleciał do kuny wodnej i chwycił ją szponami za kark, wznosząc do góry. W niedługim czasie wyrównał lot wraz z linią pyska Ravosa. W dziobie trzymał dotychczas zwisającą i przeszkadzającą smycz. Adeptka odetchnęła z ulgą, jednak nie zauważyła, że jej Mistrz traci siły z każdą sekundą wykonywania pracy przez Ferrusa. Szła nadal niczego nieświadoma. Zapomniała, o tej jak ważnej regule posiadania warth…
Skalne zbocza, oblane promieniami księżyca, zdradliwie skrywały w sobie szczeliny i przepaście, zręcznie ukryte pod cienkimi warstwami śniegu, który spadł to całkiem niedawno, zważając na brak jakichkolwiek śladów łap czy oznak przenoszenia śnieżynek przez wiatr.  Tutaj nie można było być pewnym niczego, chyba że rychłej śmierci.
Ravos mrużąc ślepia, powiódł wzrokiem po rosnących gdzieniegdzie fioletowych, górskich kwiatach – jedynych, jakie tu przetrwały. Delikatne płatki wyciągały się ku błękitnemu blasku. Basior podniósł wysoko łeb i mimowolnie uśmiechnął się, widząc znajome otoczenie. Przed nimi rozciągał się widok terenów łowieckich ich watahy – Scirivulbarg. Pamiętał dokładnie polowanie z ojcem, pierwsze szkolenie na ocenianie i sposoby klawego pozbawienia życia zwierzyny oraz wczesne szkolenia w różnych profesjach. Ravos bardzo wcześnie został objęty opiekuńczymi skrzydłami Selvi -szamanki i Ovela - zwiadowcy. Oboje zaczęli walczyć o możliwość bycia mistrzem młodego wilka. Każde z nich chciało mieć tak zdolnego ucznia.
Wilk zastrzygł uszami, tak jak to miał w zwyczaju, gdy rozpoczynał polowania. Uwielbiał góry, ale nie tylko te były mu bliskie. Orzeźwiające powietrze, śnieg pod łapami, wielogodzinne wspinaczki i marsze, śledzenie ofiar, a przede wszystkim cisza i niezachwiana harmonia wyżyn dodawała wilkowi odwagi i uspokajało go. Silna i nierozerwalna więź łącząca go z górami nie była jedynie osobistym upodobaniem. Było to po prostu genetyczne obciążenie tylko jednego gatunku wilków, żyjących jedynie w tych stronach – wilki księżycowe. Nie bez przyczyny były tak nazywane. Rasa ta znana była z umiejętności pobierania energii z blasku księżyca, co zaspokajało ich głód i pragnienie. Gęste, srebrne futra i niezwykle silne ogony wyróżniały te wilki od innych ich leśnych pobratymców.
Ravos jako typowy dominant,wyróżniał się kilkoma elementami swojego ubioru. Jego tułów okryty był ciemnozielonym płaszczem z kapturem. Wilk często narzucał go, by jaśniejące w ciemności błękitne ślepia nie zdradziły go podczas łowów czy  podchodów. Niebieska róża wiatrów spinała dwie, oddzielone od siebie płaty materiału. Wyglądał co najmniej jak zakonnicy w swoich białych habitach z watahy Corvus. Dodatkowo na lewym, tylnym udzie basior nosił zapinany skórzanymi paskami ze sprzączkami, wytwór z króliczej skóry, przefarbowany pod kolor do płaszcza, znany powszechnie jako ‘kieszeń’, gdzie trzymane i przenoszone są pergaminy, bronie, prowiant i inne przedmioty niewygodne do trzymania w pysku czy łapach. Nie była duża, ale niezwykle użyteczna. Lecz nie tylko to sprawiało, że Ravos nie był przeciętnym przedstawicielem swojego gatunku. Wyróżniała go nadnaturalna atrakcyjność.
Wiele wader, które spotykał oddały by mu cały swój dobytek dla samego tytułu jego partnerki. Liczne blizny, jaśniejące błękitne ślepia, ostre i przydługie pazury, niezwykła siła, szybkość w działaniu i podejmowaniu decyzji w nagłych wypadkach, gracja poruszania się i wychowanie tego wilka wprawiłoby nie jedną wilczycę w zachwyt. Ten samiec jednak nie szukał towarzyszki na całe życie, z tylko sobie znanego powodu. Był to temat, którego się nie poruszało i uczennica to szanowała. Pogodziła się z tym, że Mistrz woli samotne, milczące życie Łowcy Warth.
Wadera dopiero teraz, podczas tak krótkiej chwili spędzonej na zboczach gór Roykkio przyjrzała mu się uważniej. Dwie niebieskie linie po obu stronach pyska odcinały się wyraźnie na tle srebrnej, dokładnie ułożonej sierści. Wyżej widoczne były stare blizny nad i pod lewym ślepiem, po prawej stronie pod uchem zaschnięta krew zlepiała sierść wokół nowych szram, które zostały po walce z niedźwiedziem – demonem. Na szyi wisiał złoty wisior, który po obu stronach złotej blaszki wyryte miał różę wiatrów. Krijvarde nie wiedziała w ogóle do czego służy. Zdała sobie sprawę, jak mało wiedziała o Ravosie. Dwunastoletni wilk księżycowy, niegdyś najzdolniejszy szczeniak w watasze, klanowy Łowca Warth i zabójca demonów. Ot, tyle. Poczuła, jak pytania same cisną się jej na pysk. Jednak kolejny element przyciągnął jej uwagę.
Po drugiej stronie łba powiewało pojedyncze piórko białego kruka przywiązane szamańskim zaklęciem do ciała wilka. Żywiło się jego krwią i razem z Ravosem oddychało. Było nieodłączną jego częścią. Znak warth. Odruchowo spojrzała na swoją kieszeń. Nie była zbyt dobra, ani - co ważniejsze - legalna, bowiem tylko zabójcy demonów mogli ją nosić. Ale Ravos pozwolił jej ją mieć. Skóra niedźwiedzia grzała udo i pulsowała, jakby słabe serce biło w jej wnętrzu...
Błękitne ślepia lśniły odbitym blaskiem księżyca. Ślepia niby najmądrzejszego demona świata patrzyły pewnie przed siebie. Ravos - jej Mistrz. W duchu nie lubiła go za mocno. Był zmienny. Lekceważył ją. Sam podejmował się prawie wszystkich zadań. Była zdana sama na siebie. A jednak zawsze w krytycznym momencie pojawiał się. Pomagał. Cały on... Było coś takiego, że wilczyca nie umiała mu się sprzeciwić, ani uciec od niego... Może dlatego właśnie był nauczycielem w watasze? Ponieważ mimo wszystkiemu zawsze był tam, gdzie go potrzebowali.
- Dzień drogi za nami - Krijvarde zagadała do basiora.
- Jutro o tej porze będziesz miała ceremonię - głuche warknięcie obiło się w uszach wilczycy, której pysk natychmiast wykrzywił się w dziwnym grymasie – Pamiętaj. - Przeszył ją wzrokiem... Tymi błękitnymi, głębokimi, smutnymi ślepiami... -  Zanim wejdziemy do obozowiska, odpinasz kieszeń i zapominasz, że kiedykolwiek ją widziałaś - Powiedział nadal spokojnym głosem. Po chwili nabrał głośno i głęboko powietrze, po czym, ku zdumieniu Krijvarde, ziewnął. - Wyciągnij z niej Znak i wszystko co tam masz. Spakujesz się do mojej kieszeni. Jeszcze jedno. Jutro pod żadnym pozorem nie wolno ci jeść przed ceremonią, ale to chyba dla ciebie oczywiste. - Zielony habit błysnął w białym świetle księżyca tuż koło wilczycy i nim ta się spostrzegła, samiec wdrapał się na drzewo.

Ostatnio edytowany przez Pies_Yuki (2009-08-11 09:46:34)

Offline

 

#6 2009-08-12 00:27:28

mikolaj

Użytkownik

Zarejestrowany: 2009-07-27
Posty: 118
Punktów :   

Re: 'Łowcy II: Warth'

a ja powiem ze  ten kawałek mi się znacznie podobał niż poprzedni. i choć jest nadal wiele opisów to nie dokuczają juz tak bardzo. inne sprawa ze naprawde są one piękne i mógłbym je bardzo wysoko ocenić. Tyle że po pewnym czasie  się nudzą. mankament jest tkai ze czasem używasz słów nader "wybujałych". Sam nawet zastanawiam się czasem co to słowo miało oznaczać. oczywiście świadczy to o twojej gut inteligencji ale czasami przeraża mnie fakt że nie wiem dokłądnie o co chodzi. Kręcą mi sie imiona, trochę za dużo ich jest i nie jest przejrzyście napsiane kto jest kim. A z opisów przez to ze są one tak bogate ciezko wyniesc prawde o tych postaciach. Druga częśc tego kawałka podobała mi się bardziej.  [ mimo że właściwie nie było tam dialogu] Ale było tam troche róznych wątków, opisy dotyczące akcji i tak sie wszystko rozwijało a nie stało w miejscu. ]
i wrescie zaczynając rozumieć ta powieść podoba mi się pomysł z wilkami jak bohaterami.. Coś oryginalnego  ciekawego i innego.


A State of Trance with Armin van Buuren

Offline

 

#7 2009-08-15 20:04:23

Pies_Yuki

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2009-08-10
Posty: 5
Punktów :   

Re: 'Łowcy II: Warth'

Rozdział I (cz.2)

Jak każdy wilk księżycowy, potrafił to zrobić... Każdy prócz Krijvarde. Ile razy by nie próbowała, nigdy nie udało jej się wspiąć. Mistrz wiedział, że adeptka nie znosiła, jak to robił. Ravos zaczepnie zwiesił ogon i przy każdej próbie chwycenia go, machał nim unikając kłów napastniczki. Krijvarde przyczaiła się i znów skoczyła. Prawie natychmiast poczuła silne uderzenie w pysk. Upadła na ziemię. Ogon basiora był nadzwyczaj silny. Jednak ona nigdy się nie podda. Rzuciła się ponownie, jednak nie wprost na cel, ale odrobinę w bok. W locie nagle odkręciła łeb i chwyciła ofiarę. Udało się!
Skupiła się, by przeciążyć gałąź lub basiora. Po raz kolejny się jej udało. Ravos ześlizgnął się z drzewa i runął, mało nie przygniatając adeptki, która w ostatniej chwili puściła ogon i odskoczyła. Ciało legło nieruchomo na ziemi. Wilczyca obeszło ciało wilka, by po chwili zaatakować jego odsłonięty brzuch. Po fakcie zrozumiała, że była to błędna decyzja. Silne, tylne łapy samca dosłownie kopnęły ją, odrzucając w tył na drzewo. Basior wstał niespiesznie i odrzucił płaszcz na gałąź. Krijvarde skorzystała z okazji i rzuciła się na grzbiet wilka. Kłami chwyciła mocno za skórę u podstaw prawego ucha, a pazury ulokowała w gęstej sierści basiora. Zaczęła ciągnąć łeb przeciwnika w tył. Ravos warknął i odpychając się przednimi łapami, runął w tył na plecy przetaczając się. Stanął na łapy, jednak nie zdołał zrzucić z siebie wilczycy. W ruch poszedł ogon, który niczym grad smagał szybko i często napastniczkę. Nie trwało to jednak zbyt długo. Wadera szybko zablokowała ciosy swoim własnym, nie mniej silnym ogonem. Basior jeszcze raz przeturlał się z tym samym niesatysfakcjonującym go rezultatem.
- Dobrze, czas na kolejny rozdział.– Mefelistowski uśmiech zagościł na pysku Łowcy Warth.
Srebrna sierść stopniowo twardniała i rosła. Ogon zaczął przybierać niecodzienny kształt. Tylne łapy zmniejszyły się a przednie rozszerzyły i spłaszczyły. Cały łeb zmniejszył się i zakończył dziobem. Krijvarde miała pod prawą łapą białego kruka, który zręcznie wplątał się w swoją kieszeń i niespodziewanie zabił skrzydłami w zniżony do jego wysokości nos adeptki, by zmusić ją do kichnięcia. To zawsze działo. Ptak po chwili wyskoczył z objęć łap wilczycy. Krijvarde kichnęła głośno, w czasie gdy Ferrus przybrał znów wygląd wilka księżycowego. Ravos uśmiechnął się szelmowsko do uczennicy i skoczył w jej kierunku, by zaraz w locie odbić się od jej grzbietu, tym samym brnąc dalej do przodu, a Krijvarde odrzucając w tył. Wylądował z gracją kilka metrów od adeptki. Nie czekając na ruch przeciwniczki znów ruszył w jej stronę. Skoczył na leżące na ziemi cielsko. Zatopił pazury w ciepłym mięsie i pociągnął łapę w stronę ogona. Wilczyca zawyła z bólu i próbowała wstać, jednak nie udawało jej się to. Basior był zbyt ciężki. Rozpaczliwie zaczęła smagać go ogonem, jednak po chwili poddała się. Przeciwnik postawił łapę na jej łbie pieczętując zwycięstwo. I może byłby to koniec walki, gdyby wilk nagle nie zachwiał się pod wpływem uderzenia. Odskoczył i rozejrzał się jeżąc. Brązowa, włochata kulka toczyła się wokoło piszcząc i powarkując. Gdzieniegdzie wystawiała z idealnej formy ogon, by zaatakować nim. Kuna wodna. Stanęła między Mistrzem, a Krijvarde. Zjeżona, obnażając bielutkie kiełki, syczała wściekle odpędzając napastnika. Wilk zaśmiał się krótko, rozbawiony i skinął łbem do uczennicy.
- Dobranoc. – wskoczył na drzewo i założył płaszcz.
Po chwili zwinął się na gałęzi, okryty zielonym materiałem i przysnął. Krijvarde podniosła się i spojrzała na warth ze zdziwieniem oraz wdzięcznością. Podeszła do niej i polizała czule po łbie w podziękowaniu.
- Dobranoc Mistrzu. – powiedziała już ciszej.
Dobranoc Rivakkos, powiedziała w duchu.
Naraz odpowiedział jej chłopięcy, delikatny głos.
Dobranoc Krij.
Wilczyca przybrała formę sikorki i wzniosła się w powietrze. Wylądowała na gałęzi i zmieniwszy na powrót formę w wilczą. Ułożyła się wygodnie niedaleko mistrza i usnęła.

***

Voit wciągnął głęboko powietrze.Szukał. To była najlepsza pora na polowanie. Wiatr powiewał lekko w jego stronę, przynosząc różne zapachy. Prawie nieświadomie rzucił się do biegu - nieważne gdzie. Po prostu przed siebie. Przedzierał się przez las jak gdyby goniony przez najgorsze demony. Jednak w tym biegu było coś, co uspokajało... Dawało poczucie wolności. Lecz nawet pomimo takiego pędu, jaki osiągnął wilk,ani razu nie nadepnął na suchą, zdradliwą gałązkę. Ani razu nie zahaczył o wystający konar. Nie dopuścił się niczego, co mogłoby zdradzić jego obecność.
Nagle las zaczął się przerzedzać - i nie było to takie stopniowe przerzedzanie, jakie widuje się powszechnie na tym terenie. Tutaj jakby ktoś przedzielił las na dwie części - jedną, gęstą, gdzie splątane krzewy znacznie utrudniały podróż i drugą, gdzie grube pnie rosły w znacznych odstępach, a podszyt przeszedł w miękki dywan zaścielający ziemię - nie zostawiając tej pośredniej.
Wiatr wyjący w koronach drzew zmusił je do ponurego tańca. Przyniósł też ze sobą ostry zapach wilgotnej sierści zająca, lecz nie to zwróciło uwagę wilka. Voit zwolnił tempa, z czasem przylegając do ziemi i skradając się. Zapach wypełniający mu nozdrza był coraz wyraźniejszy. Po chwili podniósł się, wychodząc z krzaków. Zaniepokojony powiódł wzrokiem po polanie. Wreszcie dostrzegł źródło zapachu, który go tu przywiódł - pierwszym z nich był martwy zając leżący u jego łap, zaś drugim potężny brunatny niedźwiedź z rozoranym ciałem, zmiażdżoną szczęką i gęstą sierścią zaplątaną w krzewach... Voit nabrał dużo powietrza w ściśnięte ze strachu płuca...

___________________
Wiem, że początek nie powala akcją, ale dalej mam nadzieję, że jest coraz ciekawiej... choć powiem szczerze do III rozdziału mi też się nudzi... Proszę o cierpliwość i wyrozumiałość, a jeśli możecie - zasugerujcie jeszcze jak by to urozmaicić, by nie było takie nudne nn'.

Ostatnio edytowany przez Pies_Yuki (2009-08-15 20:05:14)

Offline

 

#8 2009-09-29 21:33:46

mikolaj

Użytkownik

Zarejestrowany: 2009-07-27
Posty: 118
Punktów :   

Re: 'Łowcy II: Warth'

oj dawno nikt nic nie dodawał tutaj więc ja powiem tak: lepiej mi się to czytało niż poprzednie części.  może nie jakoś super ale zwłaszcza druga część prowadziła do czegoś, do jakiejś zagadki, do jakiegoś punktu który sprawia ze  człowiek jest zaciekawiony i skłonny czytać dalej.


A State of Trance with Armin van Buuren

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
CertifikovanĂŠ BetónovĂŠ jĂ­mky MladĂĄ szalki petriego maniek mods narutoshinobi fosol wrocław