Hmm... To pytanie zawsze sprawia trudności.
Na pierwszym miejscu stawiam Franka Herberta i jego cykl Kronik Diuny. Mogę nawet powiedzieć, że jego styl uznaję za absolutnie mistrzowski i do takiego stopnia poetyckości wplecionej w słowa, jaki on właśnie prezentuje, chciałabym być w stanie kiedyś dojść. Kocham jego język, jego żywe postaci i kreację świata, której rozmach zapiera dech. Tak, to jest sf.
Patrick Rothfuss. Do tej pory w Polsce wydano pierwszy tom jego trylogii, który to nosi wdzięczny tytuł Imię wiatru. Pana eR cenię przede wszystkim za genialne wykorzystanie motywu karczmianej opowieści, którego nie porzucił po kilku stronach, jak to czyni większość pisarzy - konsekwentnie eksploatuje go aż do końca powieści, a w zasadzie trylogii, jak można się domyślić. Ponad to, stworzył oryginalnego głównego bohatera i choć sama fabuła odkrywcza nie jest, opakował ją w najprzedniejszy styl, co jest rekompensatą najlepszą z możliwych chyba.
Odkryty niedawno George Martin. Przeczytałam na razie pierwszy tom jego cyklu Pieśń Lodu i Ognia, ale już jestem zachwycona. Nie wiem, czy istnieje jeszcze jakiś autor fantasy, który w tak mistrzowski wręcz sposób potrafi kreować bohaterów. Bo Martinowi nie trzeba na to całej książki, jemu wystarcza kilka zdań, a czytelnika już kocha kolejną postać. W tym, moim zdaniem, tkwi jego fenomen. W pełnokrwistych do granic możliwości bohaterach i labiryncie intryg niemożliwym do przebycia bez trzymania za rękę przewodnika.
Robin Hobb z jej trylogiami Skrytobójca oraz Złotoskóry. Z miejsca pokochawszy Bastarda, Błazna, Brusa, króla Szczerego, czytelnik nie ma szansy oderwania się od lektury przed spiciem z kart powieści ostatniego słowa. A ile łez po drodze wylanych, ile uśmiechów ozłacających twarz! Hobb podarowała nam niekonwencjonalne spojrzenie na magię, fabułę odchodzącą daleko, daleko od schematu "wspaniały i utalentowany główny bohater ratuje świat przed zagładą" i niezapomniane emocje.
Neil Gaiman. Jego styl jest zupełnie niepodobny do stylu któregokolwiek z wyżej wymienionych autorów. Wynika to zapewne z faktu, że zanim zaczął pisać książki, parał się tworzeniem komiksów, a tam wszystko wygląda inaczej. Tak więc dostajemy z pozoru suche zdania [z których co trzecie to godna zapamiętania perełka], które jednak układają się w idealną całość, a tej suchą już nijak nazwać nie można. Gaiman przede wszystkim gustuje w urban fantasy - Nigdziebądź, Amerykańscy bogowie - i chwała mu za to, bo odkrywa niezbadane ścieżki tego gatunku.
Więcej grzechów nie pamiętam.
|
Chyba bez jakiegoś bardziej konkretnego powodu, tak po prostu. Rzeczy ulotne, powiadasz? Rozejrzę się, może akuratnie... Miałam tak samo za pierwszym razem, ale koleżanka z roku ostatnio ciągle mamrocze, że jej się podobało i że poluje na trzeci tom, więc... postanowiłam się jednak za to zabrać ponownie. Podobno Błazna jest tam więcej, jak już główna bohaterka wróci z tej swojej pierwszej wodnej wyprawy.
|